niedziela, 10 marca 2019

Minimalizm po polsku, Anna Mularczyk-Meyer



"Zamiast tłumaczyć sobie, dlaczego czegoś potrzebujemy, powinniśmy za każdym razem, gdy nachodzi nas ochota na kupienie jakieś rzeczy, pomyśleć, dlaczego nie jest nam potrzebna."

Książkę "Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym" kupiłam po przeczytaniu wywiadu z autorką, który ukazał się w świątecznym wydaniu Gazety Krakowskiej. Spodobały mi się przemyślenia, które tam znalazłam, oprócz tego chciałam się dowiedzieć więcej na temat minimalizmu, o którym od jakiegoś czasu ciągle słyszałam. Dlatego stwierdziłam, że taka lektura może się okazać dla mnie przydatna. I rzeczywiście, opis drogi życiowej autorki, historia tego, jak zmienił się jej stosunek do posiadania i kupowania przedmiotów, jest interesująca i na pewno w jakimś stopniu pomogła mi zrozumieć ideę minimalizmu i określić się wobec tego trendu.

Anna Mularczyk-Meyer pokazuje swoje losy - od skromnego dzieciństwa w PRL-u, poprzez karierę w korporacji, aż do obecnego życia w duchu minimalizmu - jako portret pokolenia przełomu dwóch epok. Kreśli przy tym obraz zmian, które zaszły w polskim społeczeństwie w trakcie przechodzenia od systemu komunistycznego do kapitalizmu. Szczególnie zajmujące były dla mnie strony poświęcone przyczynom polskiego konsumpcjonizmu. Z ciekawością czytałam także o częstej w naszym społeczeństwie specyficznej niechęci do wyrzucania przedmiotów; przekonaniu o tym, że wszystko kiedyś się przyda. Anna Mularczyk-Meyer tłumaczy źródła tego typu myślenia, przy okazji podważając jego zasadność.

Historia autorki może być punktem wyjścia do refleksji nad własnymi przyzwyczajeniami zakupowymi czy stosunkiem do posiadania przedmiotów i tego, czym się kierujemy, zapełniając nasze mieszkania nowymi rzeczami.
Warto szczerze przemyśleć te kwestie i zastanowić się nad uproszczeniem życia, do którego zachęca nas Anna Mularczyk-Meyer. Zwłaszcza jeśli mamy ciągle poczucie braku czasu, bo - jak udowadnia autorka - często właśnie zachowania związane z nadmiernym konsumpcjonizmem pożerają ogrom naszego czasu. Czasu, który moglibyśmy spożytkować na bardziej istotne czy przyjemne czynności.

Odczuwałam jednak pewien niedosyt podczas czytania rozdziałów poświęconych przemianom polskiego społeczeństwa. Brakowało mi w nich próby ukazania szerszej perspektywy, choćby szkicowego porównania, jakie są podobieństwa i różnice pomiędzy naszym a zachodnim minimalizmem.

Co mi się natomiast bardzo podobało w książce Anny Mularczyk-Meyer, to zdroworozsądkowe podejście do praktyk pomagających ograniczyć stan posiadania. Autorka np. krytycznie ocenia modne trendy, typu narzucanie sobie limitu posiadanych rzeczy, jako nadmierne skoncentrowanie się na materialnych kwestiach, którego przecież chcemy uniknąć. Dzieli się z czytelnikami sposobami, które pomogły jej uprościć życie, ale nie przedstawia się jako głosicielka jedynej słusznej prawdy, wręcz przeciwnie - podkreśla, że totalny minimalizm niekoniecznie jest postawą, która każdemu przyniesie radość i uspokojenie. Jednocześnie udowadnia, że przejęcie pewnych minimalistycznych nawyków może przydać się każdemu.

Po przeczytaniu książki stwierdziłam, że minimalistką raczej nie zostanę, choć pewne elementy tego stylu życia bardzo mi się podobają i uważam za warte zastosowania. Na przykład dłuższe zastanawianie się nad każdym zakupem, zamiast kupowania pod wpływem impulsu czy omijanie szerokim łukiem promocji typu: kup dwa produkty za cenę jednego.  Całym sercem popieram również minimalistyczne sposoby porządkowania przestrzeni, ponieważ z natury nie znoszę nadmiaru bibelotów i czuję się w pewien sposób rozdrażniona, gdy otacza mnie ogrom mało istotnych przedmiotów .

Muszę też przyznać, że niektóre praktyki, opisane w książce, wzbudziły we mnie lekką trwogę, jak chociażby pozbywanie się z domu/mieszkania wszystkich roślin doniczkowych czy książek.
Przyznaję, sama co jakiś czas robię przegląd biblioteczki i pozbywam się części publikacji, ale są lektury, do których lubię wracać i nigdy bym ich nie oddała czy wyrzuciła. Podobnie kwiaty doniczkowe, które bardzo lubię pielęgnować i patrzeć, jak rosną, nie są dla mnie takimi zwykłymi przedmiotami, których chciałabym się pozbywać w ramach porządkowania i upraszczania życia.

Najmniej przydatne dla mnie części książki to rady dotyczące tego, jak porządkować dom i otoczenie; być może dlatego, że pochodzę z rodziny, gdzie czymś normalnym było okresowe przeglądanie stanu posiadania i wyrzucanie/oddawanie rzeczy. Kiedy byłam młodsza, nie lubiłam tych porządków, które co jakiś czas robiła moja mama i które wiązały się - jak mi się wtedy wydawało - z wyrzucaniem przedmiotów, które mogą się jeszcze przydać. Doceniłam to dopiero wtedy, gdy wyprowadziłam się z domu i poznałam kilka osób, których przestrzeń życiowa przypominała mieszkania ludzi z programów telewizyjnych o tzw. kompulsywnych zbieraczach o.0

Książkę w każdym razie polecam, a na koniec dorzucam jeszcze jeden cytat:

"Pamiętam też, że szukając nowości, mogę nie docenić tego, co już mam. Na tym zresztą bazują specjaliści od marketingu. Dążą do tego, by wzbudzać u nas niezadowolenie ze wszystkiego, co składa się na naszą rzeczywistość. Z ciała, domu, kanapy, samochodu, rozrywki."


Nauka online cz. II

Nauka online - kursy na Udemy.com Stronę Udemy.com kojarzyłam już od kilku lat i nieraz zastanawiałam się, czy faktycznie warto płacić niera...